EuroPride 02. Pride House, Pałac Kultury

Już pierwszego dnia los, czas, dezinformacja oraz ciekawość zaprowadziły mnie do zorganizowanego na okazję Parady Pride House'u. Wiele czasu nie miałem, toteż nie specjalnie go zwiedziłem, ale wróciłem tam innego dnia inną porą, więc i o nim kilka słów jeszcze nadmienię. Nabyłem tam jednak książkę „Homo Warszawa”. Nie specjalnie po to by ją czytać, bo co mnie to właściwie obchodzi, ale pamiątka z tego jak znalazł zważywszy okoliczności mego w Warszawie pobytu. I muszę przyznać, że jest to jedna z najładniej wydanych książek jakie w życiu widziałem. Na pamiątkach się nie oszczędza, więc książka jest w twardej oprawie, ale jaka to oprawa? Wyraźne, piękne kolory, wzór niczego sobie, sam projekt, wszystko. Dopiero zawartość tej okładki psuje efekt. Nie znam się na tego typu wydawnictwach i jak przewodnik powinien wyglądać nie mam pojęcia. No chyba że taki żywy przewodnik, to taki to ja wiem jak powinien wyglądać. Spodziewałbym się jednak opisu punktów kluczowych, czy coś w ten deseń, leksykon taki, a tu żeby się do opisu dostać trzeba wpierw zabłądzić w masie niepowiązanej treści. Pomysł sprowadzenia Warszawy do czterech tras jest być może praktyczny jeśli rzeczywiście chce się je zwiedzać, a i ma wystarczająco czasu między przystankami by miast zwiedzać czytać, ale mało to jednak praktyczne, gdy turysta chciałby zobaczyć po prostu jakieś konkretne miejsca.
Słowem książka najlepiej nadaje się na półkę, zważywszy jednak, że taki właśnie los od początku dla niej szykowałem zdecydowanie spełnia oczekiwania.

Gdyby kiedyś na przykład powstał "Homo Wrocław" ...
„Następnie sforsowano drzwi pokoju SA Obergruppenführera Heinesa - ten spał ze swoim adiutantem, chłopakiem z Wrocławia - sportowcem-szermierzem, który pozował do rzeźby „Szermierz" (Fechter) dłuta Hugo Lederera, stojącej do dzisiaj na dziedzińcu Uniwersytetu Wrocławskiego. Hitler widząc ich nago dostał ataku histerii, zasłaniając oczy i wrzeszcząc, a wściekły, wyrwany ze snu Edmund Heines, myśląc, że narada już się rozpoczęła bez niego, zaczął się z Hitlerem po prostu kłócić. Przedstawienie przerwał Krüger, kładąc trupem kochanka Heinesa. Dowódcę SA we Wrocławiu wywleczono z pokoju i zrzucono ze schodów. Strzał zaalarmował pozostałych gości, zaczęli wybiegać z pokojów prosto pod ogień SS-manów. W trakcie jatki zastrzelono ponad dwadzieścia osób. Ich ciała wyniesiono na podwórze. Reszta egzekucji na uczestnikach zjazdu w Bad Wiessee odbyła się w Monachium.”
Tomir A. Drymer „75. rocznica Nocy Długich Noży”
Polgej.pl 30 czerwiec 2009



Pierwszym 'must tu see' eventem EuroPride był koncert dwóch gejowskich chórów - London Gay Men's Chorus i Stockholms Gaykör. Nakreślmy trochę okoliczności – o 6am kończyłem pracę i by być w Warszawie na czas praktycznie zrezygnowałem ze snu. Byłem zatem po ośmiu godzinach pracy, dwóch godzinach pakowania, sześciu godzinach jazdy pociągiem i trzech godzinach pobytu w Warszawie. Niewiele pozostawało we mnie energii by przetrwać dwa męskie chóry, jak bardzo by światowe nie były, na szczęście jednak przetrwałem. Na początek jednak bilet … zamówiłem go kilka dni wcześniej via internet, żeby przypadkiem nie skończyć kupując od koników za bezcen biletów w miejscach na jaskółce. Niestety nie doczytałem maila, że trzeba go wydrukować i dostarczyć, na miejscu pozostawało mi zatem tylko kupić go ponownie. Bilet, nie maila. Za uparty jestem by się wycofać. Miejsca jak miejsca, byle nie z tyłu, byle nie z przodu, choć i tak jakiego bym biletu nie kupił stopień zapełnienia sali pozwalał mi usiąść nawet i w pierwszym miejscu. Uczciwy jednak jestem, zresztą i tak wiedziałem że gdzie bym nie siadł, najbardziej głośna i przeszkadzająca grupa widzów będzie siedziała akurat obok mnie. Ta na którą trafiłem wyglądała w dodatku, jak by ich na chwilę porwać ze stadionowej napierdalanki, a po koncercie odstawić.
Koncert połączony był z rozdaniem Hiacyntów – nagród … nie wiem za co właściwie, powiedzmy zatem, że dla zasłużonych. Większości nazwisk nie znałem w ogóle a dowcipy były drętwe, a i przemowy tym bardziej. Na szczęście pojawiła się też jakaś Brytyjka w typie 'dyke on acid', która przynajmniej dowcipy miała zabawne. No i dwa znane mi nazwiska – Holland i Giersz. Jak nam się pani Holland zasłużyła nie wiem, choć kino GTM znam dość dobrze, no ale kto wie, coś mogłem przegapić. I jest wreszcie pan Giersz. Tak, ta nagroda była zdecydowanie zasłużona. O człowieku z wszystkich doniesień prasowych mam mieszane uczucia – ale jak ktoś zamiast gadać bierze się do roboty, to jak by tej roboty nie robił, ma u mnie wielkiego plusa. I jeśli mnie zapytacie, to takich właśnie ludzi nam potrzeba więcej. Mamy pyskatych aktywistów, zrzędliwych blogerów, żywiołowe organizacje oraz Parady Równości, a tylko zwykłych ludzi jakoś brak.

No a w przerwie nagród wreszcie koncert. Na pierwszy ogień Stockholms Gaykör, którego ckliwe piosenki w niezrozumiałym języku prawie doprowadziły mnie do przedsennej agonii. Gdy jednak zaintonowali „Every Sperm is Sacred” z „Sensu Życia Wg Monty Pythona” nie tylko ja, ale jakby cała sala wróciła do życia. Wykonania komentować nie będę, bo w końcu konkurowali z mistrzami, ale dla samego faktu warto było dotrwać. London Gay Men's Chorus postawił na musicale. Niestety nie te, które chciałbym usłyszeć, więc znów zasnąć było by dobrym pomysłem. Dopiero na Paradzie … ale to później. Udało im się jednak tamtego wieczora w końcu zabłysnąć, choć niestety nie pamiętam czym … to chyba była Britney … . Na koniec oba chóry wykonały wspólnie „Hej Sokoły” nad wyraz czystą polszczyzną, tym razem zawiodły „masy” na widowni, bo chóralne „hej” przebrzmiewało w ciszy bezskutecznie czekając na „hej” z publiczności.
Summa summarum było oczywiście warto, nawet za podwójną opłatą. Organizatorzy jednak zasłużyli na lanie.
A tak na marginesie – dobrym zwyczajem jest najpierw zapraszać osobę wręczającą nagrodę, a dopiero wtedy nagradzanego. Myślę że kłopotliwy efekt odwrócenia kolejności był widoczny już po pierwszym Hiacyncie, a pewnie i jeszcze na próbach, no ale niektórzy się ewidentnie nie uczą nawet na swoich błędach.

Oby tylko jutro, na Pardzie, nie padało ...

Brak komentarzy: