Coming Out

Najważniejszym coming outem jest ponoć ten przed samym sobą. Powiedzieć sobie "jestem gejem" i żyć dalej. Osobiście nie widzę w tym żadnego wielkiego i trudnego kroku, na który trzeba ciężko pracować. Pewnego wieczora miałem już po prostu dość przepłakanych nocy i wilgotnej od łez poduszki. "Jesteś pedałem, pogódź się z tym wreszcie" pomyślałem do siebie, po czym tej rady posłuchałem. I to było na tyle, bo więcej ujawnień nie planowałem.
Moim najlepszym przyjacielem wtedy był pewien rozpuszczony jedynak z bogatych rodziców. No może nie dosłownie, ale taka charakterystyka dobrze oddaje stan jego umysłu. I dość często mnie on odwiedzał i było tak i tego dnia. Pamiętnego dnia. No może nie aż tak pamiętnego, bo daty nie pamiętam. I kiedy ja zajmowałem się swoimi sprawami, on akurat grzebał coś na moim kompie, po internecie się szlajał czy coś. I nagle ze strony komputera dobiegł mnie dźwięk ewidentnie filmu pornograficznego ... gejowskiego ... mojego. Grzebał mi dziad w komputerowym śmietniku, a że ostatnio porządkowałem zbiory było tam co znaleźć. I on znalazł. W ułamek sekundy zrobiło mi się gorąco i zimno na raz. Nie wiedziałem co powiedzieć, co zrobić, "wyłącz to" krzyczałem, po każda sekunda filmu była jak kolejny kilometr przepaści, w którą spadałem. No a on oczywiście nie wyłączał, tylko sprawdzał co rusz to kolejne pliki. Nastała konsternacja. "To nie moje" powiedziałem, "pewnie przez przypadek, albo brata ... tak, na pewno brata". I to mnie uratowało, bo wyrzuty sumienia po wrobieniu własnego brata następnego dnia doprowadziły do jednego z odważniejszych aktów mego krótkiego życia. "Te filmy były moje, jestem gejem" ... no dobra, nie powiedziałem że jestem gejem, przyznałem się tylko do własności tych filmów. Pierwsze "jestem gejem" powiedziałem dopiero kilka coming outów później. Nie potrafiłem, bałem się, wolałem stanąć na szczycie wzgórza i sprowokować kogoś do pchnięcia mnie z niego, niż stanąć na skraju klifu i samemu skoczyć. Tak było łatwiej. "Wiesz co oznacza ta flaga?", "tak, to moje, gdzie to znalazłeś?", "słyszałaś, że ponoć sąsiad jest gejem? No więc nie on jedyny". Zdania po których to rozmówca pytał "jesteś gejem?", więc ja tego mówić nie musiałem. I tamtego dnia tak właśnie zrobiłem. Niezaprzeczalny był jednak fakt, że oto ktoś poznał moją najciemniejszą z tajemnic. O dziwo prawie nic się w naszych relacjach nie zmieniło. Oczywiście musiałem wpierw poświęcić masę czasu wyjaśnieniom, że "to nie tak jak myślisz", i że geje są inni. I ja jestem inny. Czy on to rzeczywiście zrozumiał nie wiem, a nawet wątpię, ale tego nie okazywał i to mi wystarczyło. No i ośmieliłem się i ujawniałem się przed innymi. Nadal jednak miałem twarde postanowienie nie mówić nic rodzicom. Trochę ze strachu, trochę z miłości, trochę dla tego, że tak było po prostu wygodniej, rozkręcałem powoli swoje gejowskie życie bez ich wiedzy. Powiedzmy. Z czasem zaczęło do mnie docierać, że muszę im powiedzieć, że nie mogę ukrywać przed nimi tak ważnego fragmentu swojego życia. I gdy się zakocham móc przedstawić im swojego chłopaka. I prawdę mówiąc wiedziałem, że raczej nic złego z ich strony mnie nie czeka. Profilaktycznie jednak ojca postanowiłem zostawić sobie na chwilę, gdy będę mógł w razie czego beztrosko się wyprowadzić. Mamie jednak musiałem powiedzieć. No i nie mówiłem. Dobry rok czekałem na odpowiednią okazję, zbierałem się w sobie i ćwiczyłem. W końcu to jednak zrobiłem. I był to najcięższy coming out jakiego dokonałem. Pierwszy raz rzeczywiście ryzykowałem stratą kogoś, pierwszy raz pojawiły się łzy. "Skąd ty możesz wiedzieć?", "może nie spotkałeś jeszcze odpowiedniej dziewczyny?", tak, to wszystko pojawiło się również. W końcu jednak zaczęła mama przyjmować to do siebie, a zajęło jej to dobry miesiąc albo i dwa. I dziś tylko wypytuje, kiedy w końcu znajdę sobie jakiegoś fajnego chłopaka. No a z ojcem mi się upiekło. Pewnego dnia po prostu przyznał się że wie, i to wie od dawna. I choć nie był zachwycony, a kilka jego doświadczeń życiowych sprawiło że był też uprzedzony, miał jednak sporo czasu by się z tym zmierzyć. A i możliwości też, bo ot na przykład brał on udział w Żywej Bibliotece jako 'książka' a tam skorzystał z okazji porozmawiania z naszymi KPH-owcami. I tak szczęśliwie skończyła się historia mojego outowania.
Kiedyś planowałem out totalny, po którym zamiast się outować po prostu żył bym swoim życiem i przed nikim się po prostu nie ukrywał. To będzie jednak musiało jeszcze trochę poczekać. Tymczasem zmieniłem ostatnio trochę swoje środowisko i chyba znów będzie trzeba się outować. Bez Endu.
A gdyby ktoś zapytał "po co to wszystko?" prawdopodobnie nie potrafił bym w pełni odpowiedzieć. Zwłaszcza, że żadne słowa tego tak na prawdę nie oddadzą. Mogę ci jednak powiedzieć na przykład, że żyjąc w ukryciu budujesz wokół siebie mur i odgradzasz się nim od wszystkich dookoła. I nawet twoja rodzina zaczyna się powoli od ciebie oddalać, tracisz kontakt i nie masz jak go odzyskać. I najlepszym pomysłem jest ten mur zburzyć. Ja dzięki temu mogę żyć jak chcę, wśród ludzi którzy mnie lubią i rozumieją, wśród ludzi, przed którymi nie muszę udawać. I nie ma tej presji, i pytań czy nadal by mnie lubili gdyby się dowiedzieli.
I wreszcie mogę być sobą.

David Engel - I am What I am (La Cage aux Folles)

1 komentarz:

Ola pisze...

Czyli generalnie nie było źle. Fajnie, że twoi rodzice nie robili z tego jakiejś afery w stylu "o rany i co teraz", tylko normalnie zaakceptowali sprawę. Swoją drogą gratulację dla twojego taty. Tyle wyrozumiałości i taktu - nie jest to częste. :) Całuski!